niedziela, 21 czerwca 2015

Dlaczego podróże kształcą?

W przedostatnim przedszkolnym tygodniu pojechaliśmy na wycieczkę. W czwartek rano wsiedliśmy do retrobusa i pojechaliśmy  do Raciborza zaopatrzeni w koce, plecaki, akcesoria przeciwdeszczowe i taką ilość jedzenia, że przeżylibyśmy w leśnej głuszy co najmniej miesiąc. W Arboretum Bramy Morawskiej, bo tak nazywa się miejsce które odwiedziliśmy, jest wszystko, co potrzebne do udanej wycieczki.

- W mini zoo zwierzęta odegrały swoje role genialnie i tak: paw i jego żona zaprezentowali się od najlepszej strony, a osły i kuce chętnie podchodziły do ogrodzenia, parskały, wierzgały i z ciekawością wpatrywały w wyciągnięte już wtedy czekoladowe rogaliki, batoniki i chrupki. 
Kaczki okazały się być niezwykle wyrozumiałe: mały Xavier niemal rozpłakał się ze strachu, gdy zobaczył mini basenik w klatce kaczek.. "Przecież one się utopią!" -stwierdził z przerażeniem. Oczywiście nasze tłumaczenia się na nic zdały, dopiero widok cyranki, która spokojnie weszła do wody i nie utopiła się ani trochę go uspokoił. 

- Roślinność wodna w stawie niestety jest mniej atrakcyjna niż nieżywa mysz tuż obok, więc obserwacje przyrodnicze były, chociaż nieco inne niż zaplanowane.

- Las ma tę zaletę, że zdumiewająca ilość potrzeb fizjologicznych może być zaspokajana niemal natychmiast i niemal wszędzie, w związku udawanie się na stronę było zawsze radosną i atrakcyjną czynnością. 

- Piknik i zawody sportowe udały się znakomicie oprócz dwóch incydentów, które zdarzają się najlepszym. Okazało się, że na drzazgę w palcu może pomóc plaster i dobre słowo, a motyle w lesie zdecydowanie są za mało czujne... (oglądanie motyla, wymienianie się motylem, dotykanie skrzydeł motyla, zakopanie motyla bo jest nieżywy, odkopanie i sprawdzenie czy na pewno, dojście do wniosku że jednak był żywy, zdanie sobie sprawy że teraz już prawie nie... ponowne zakopanie, wykonanie grobu, chwila skupienia i dopiero w tym momencie mogłyśmy wytłumaczyć, co poszło nie tak..)

- Możliwość zgubienia się w labiryncie czarodziejskiego ogrodu była kolejną wielką frajdą, tak jak oglądanie ważek, żab, żuczków, mrówek i niekwestionowanej gwiazdy czyli wspominanej wielokrotnie nieżywej już myszy. 

A oto zdjęcia:)














































sobota, 6 czerwca 2015

Picasso się chowa.

Gdy opadły emocje po Dniu Matki, życzenia zostały złożone, a laurki rozdane, my wróciliśmy do rutynowych zajęć. Tak się złożyło, że o mamusiach, tatusiach i wszystkich innych najważniejszych członkach rodzin dzieci (w tym chomikach, jaszczurkach, kotach, psach, psach cioci, kotach babci i przemyconych do domu mrówkach i biedronkach) rozmawialiśmy przez cały tydzień. Temat okazał się być wspaniałą inspiracją do stworzenia portretów najukochańszych mam, a rezultaty tego przedsięwzięcia przerosły moje oczekiwania. 
Ilekroć oglądam te prace nasuwa mi się skojarzenie z twórczością Picassa i mam wielką ochotę polecić dzieciakom wykonanie podobnych autoportretów..:)

PS. Prace otrzymacie oczywiście na koniec roku, na razie będą dumnie zdobić gazetkę:)














Mama Picassa;)