- W mini zoo zwierzęta odegrały swoje role genialnie i tak: paw i jego żona zaprezentowali się od najlepszej strony, a osły i kuce chętnie podchodziły do ogrodzenia, parskały, wierzgały i z ciekawością wpatrywały w wyciągnięte już wtedy czekoladowe rogaliki, batoniki i chrupki.
Kaczki okazały się być niezwykle wyrozumiałe: mały Xavier niemal rozpłakał się ze strachu, gdy zobaczył mini basenik w klatce kaczek.. "Przecież one się utopią!" -stwierdził z przerażeniem. Oczywiście nasze tłumaczenia się na nic zdały, dopiero widok cyranki, która spokojnie weszła do wody i nie utopiła się ani trochę go uspokoił.
- Roślinność wodna w stawie niestety jest mniej atrakcyjna niż nieżywa mysz tuż obok, więc obserwacje przyrodnicze były, chociaż nieco inne niż zaplanowane.
- Las ma tę zaletę, że zdumiewająca ilość potrzeb fizjologicznych może być zaspokajana niemal natychmiast i niemal wszędzie, w związku udawanie się na stronę było zawsze radosną i atrakcyjną czynnością.
- Piknik i zawody sportowe udały się znakomicie oprócz dwóch incydentów, które zdarzają się najlepszym. Okazało się, że na drzazgę w palcu może pomóc plaster i dobre słowo, a motyle w lesie zdecydowanie są za mało czujne... (oglądanie motyla, wymienianie się motylem, dotykanie skrzydeł motyla, zakopanie motyla bo jest nieżywy, odkopanie i sprawdzenie czy na pewno, dojście do wniosku że jednak był żywy, zdanie sobie sprawy że teraz już prawie nie... ponowne zakopanie, wykonanie grobu, chwila skupienia i dopiero w tym momencie mogłyśmy wytłumaczyć, co poszło nie tak..)
- Możliwość zgubienia się w labiryncie czarodziejskiego ogrodu była kolejną wielką frajdą, tak jak oglądanie ważek, żab, żuczków, mrówek i niekwestionowanej gwiazdy czyli wspominanej wielokrotnie nieżywej już myszy.
A oto zdjęcia:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz